O 12 wymeldowujemy się z hotelu i jedziemy na lotnisko. Tam czekamy do 17 na wylot do Hawany. Lecimy liniami Iberia. Wszystko następuje o czasie, pierwszy raz w tak dużym samolocie, dwa posiłki podczas lotu plus drinki za free ;) dwa filmy (w biznes klasie mają ok 30 ale bilety pewnie dwa razy droższe) i inne bajery. Po kilku godzinach tyłki już bolą od siedzenia. Na jakieś 2 godziny przed celem zaczynają się turbulencje dość ostre, pilot uspakaja że wszystko OK, ale tych co wymiotywali to chyba nie pocieszyło zbytnio ;) W każdym razie po 8,5 godz lądujemy w Hawanie ok 22 czasu miejscowego. Po odprawie paszportowej, udajemy się po dobiór bagaży, a tam pan do nas wyskakuje z hasłem że "pasaport por favor" i że będzie interview. Najpierw czekaliśmy sporo czasu na plecaki, potem znów aż ktoś nam powie o co chodzi z tym interview. Troche się przestraszyliśmy, bo niektórym pasażerom robili rewizje bagaży, więc przemknęła myśl czy sie nie przyczepią do aparatu (stewardesa doradziła żeby lepiej nie wpisywać go w deklaracji celnej). Ale miły pan wypytał nas tylko skąd, dokąd, ile kasy mamy, gdzie pracujemy itp. Oczywiście zapytał też o aparat z jak dalekiej odległości możemy robić foty (czy my wyglądamy jak mr & mrs Smith??? :P ). Na lotnisku jeszcze wymiana kasy (1€ = 1,36 - 1,38 CUC). Gość zaczepie nas czy chcemy taxi, po zbiciu kilku peso jedziemy do miejsca gdzie mamy nocować. Pierwsze wrażenie "jak tu cholernie ciemno" :) Gdy dojechaliśmy na miejsce troche nam miny zrzedły, bo miało to być w sumie centrum miasta a wyglądało jak jakieś slumsy, więc pytaliśmy taksiarza chyba z kilka razy czy jest pewien że to na pewno tutaj. No ale w końcu postanowiliśmy spróbować. Podbiegł do nas jakiś młody koleś i podprowadził pod same drzwi casa particular. Wyszła babeczka i powiedziała że u niej jakiś problem (nie podała jaki ;) ) ale że jej znajoma ma pokoj i jak chcemy to tam mozemy nocować. Okazało się że miła pani 5 lat studiowała w Moskwie i po rosyjsku bez problemu, tyle że my niestety nie ten rocznik by coś zrozumieć :) Zaprowadziła nas kilka domów obok, wchodzimy a tam ciemno w mieszkaniu jak cholera (to chyba ze względów oszczędnościowych bo w całej Hawanie jest bardzo ciemno i prawie nigdzie nie widać świateł w oknach), no ale pokoj w miare i właścicielka po angielsku mówi więc zostajemy.