I tak w przyjemnym, ekskluzywnym chłodzie :) dotarlismy do stolicy. Po 1h 30min mniej więcej jesteśmy na miejscu, nieco cieplej niż w Casablance a tu trzeba zacząć szukać noclegu :) Jeden dwugwiazdkowy znaleźliśmy zaraz po prawej stronie od dorca schowany za rogiem ale stwierdzilismy że poszukamy dalej. Naszym celem była informacja turystyczna która wg mapy powinna sie znajdowac naprzeciw teatru ale nikt łącznie z policjantami nie miał pojęcia gdzie może sie znajdować. Obok teatru znaleźlismy hotel jednogwiazdkowy ale cena była taka sama jak tego dwu (270Dh) który wygladał znacznie lepiej, więc postanowiliśmy tam wrócić. Z tych krótkich oględzin Rabat był dużo czystszym miastem gdzie jest pełno policjantów i wojskowych, a miasto jakby bardziej przyjazne. Zakwaterowaliśmy sie w hotelu, wypełnilismy karty emigracyjne po raz kolejny(wypełnia sie w każdym hotelu) i do pokoju... No cóż warunki duzo gorsze niż w Casa ale i cena niższa... Najlepsze i tak miało nadejść kiedy po szybkim prysznicu z łazienki zaczęły wypełzać karaluchy... Po szybkiej egzekucji nie marnując czasu ruszylismy na zwiedzanie. I tak udaliśmy się w stronę Szella (Chellah). Droga wiodła koło dużego sunnickiego Wielkiego Meczetu przez Meszwar, gdzie dalej przy ulicy znajduje się Pałac Królewski Tymczasem idąc dalej na pd-wsch wyszliśmy przez Bab Zaer przed dolinke w której mieści sie Szella, z imponującymi muramia przede wszystkim bramą, olbrzymią ślicznie zdobioną. Wstęp kosztuje 10 dh, po przestapieniu bramy przywitały nas kotyoraz niesamowity zapach gdyż w tej nekropolii jest móstwo drzew i kwiatów zwłaszcza ogromnych białych trąbek halucynogennej datury. Schodziliśmy wśród zieleni w dół gdzie słychac straszny ptasi jazgot i ukazały się nam ruiny miejsca pochówku sułtanów z dynastii Merynidów, zwłaszcza grobowiec grobowiec Abu al-Hassana - Czarnego Sułtana. Widok genialny, pełno bocianów i ich gniazd na ruinach i całe wręcz stada kotów. Niestaty i komarów :/ Wśród ruin i kotów znajduje się meczet a nawet i hamman (łaźnie), groby oraz część bogato zdobionej ściany. Bramy zamykaja o 20. W drodze powrotnej przysłuchiwaliśmy się nawoływaniom z minaretu. Po powrocie do hotelu znów przywitały nas karaluchy :/ Rozmowa z recepcjonistą zaowocowała daniem nam środka przeciw owadom w sprayu. Był skutecznym zabójca jednak nie odstraszał ich zbytnio :/ Jako przynęte zostawiliśmy paczke ciastek ale i tak budząc się w nocy widzieliśmy je obok łóżka...