Po około 7 godzinach jazdy busem o 6 rano dociermay wreszcie do Marakeszu. No i po raz pierwszy od przyjazdu czujemy chłód :) Spacerem docieramy do mediny, która co by nie napisać trochę się różni od tych z pozostałych miast :) Ogólnie miasto bardzo zadbane i dzięki temu że mają sporo zieleni dookoła jest czym oddychać. Krążąc w okolicach placu Jamaa el-Fna szukamy jakiegoś noclegu, jednak nie jest to takie proste bo turystów tu naprawdę sporo a jesli już zaglądamy do riadów to albo za drogo albo okazuje się że mają sporą kolekcję karaluchów :) W końcu decydujemy się na nocleg w hotelu CTM zaraz przy placu. Cena dosyć przystępna bo 160 dh za pokój dwuosobowy. Krótki odpoczynek i ruszmy w miasto :) Suki, Pałac el-Bahia, Pałac el-Badi, grobowce Sadytów, Bab Agnaou i Plac Jemaa el-Fna. Pałac el-Bahia z pięknymi zdobieniami, bardzo dobrze zachowany, w sumie dosyć śmiesznie wygląda bo nie ma tam nic w środku jeśli chodzi o jakieś wyposażenie czy meble, ale to z jaką fantazją i precyzją wykonane są wszystkie zdobienia naprawdę fascynuje :) Ruiny pałacu el-Badi, wzniesiony w XVI w, budowany przez 25 lat a niszczony przez Mulaja Ismaila przez 12 lat. przy grobowcach najwieksze obużenie wywołał sprzedawca wody który chciał za 2l butelkę 20dh. Place Jemaa el-Fna, najsłynniejsze miejsce w Marakeszu. Mnóstwo "miejscowych artystów" czyli muzyków, poskramiaczy weży, właścicieli małp, kobiet wykonujacych tatuaże, dziadków opowiadajacych stare historie itp. Wszystko nastawione tylko na turystów szczególnie tych z grubszym portfelem. Nawet sok z pomarańczy sprzedawany jest z ozdobionych wozów. Wieczorem szczególnie robi wrażenie gdy cały czas dudnią bębny i nad placem unoszą się dymy z restauracyjek na placu i te setki ludzi na placu... Co do "artystów" to zawsze kilku wykonuje swoją sztuke a kolejnych kilku pilnuje by pobierać opłaty od turystów robiących zdjęcia, oczywiście każą sobie słono płacić za fotki. W miarę wczaśnie kładziamy sie do łóżka bo jutro rano czeka nas wyprawa do Cascades d'Ouzoud...