Rano stawiliśmy się pod agencją o umówionej porze, a tu zamknięte i ani śladu nikogo, na szczęście po pół godziny zjawił się właściciel, który zaprowadził nas do swojego znajomego z którym ruszyliśmy w trasę. Najpierw Solophok, indyjskie świątynie w pigułce, trochę jak park rozrywki z górującym nad okolicą olbrzymim posągiem Shivy. Dla nas najciekawsze było zobaczyć przykład kolorowych świątyni jakie mają na południu. Potem nasi przewodnicy dodatkowo zabrali nas do świątyni Shirdi Sai Mandir, biało-złota z zewnątrz, warto zajrzeć do środka :) Kolejny przystanek to Samdruptse, olbrzymi posąg buddy, niestety zerwała się burza i zrobiliśmy tylko kilka zdjęć i uciekliśmy czym prędzej. Po jakiejś godzinie przestało padać i ruszyliśmy na punkt widokowy przy plantacjach herbaty, niestety nie zobaczyliśmy żadnych kobiet przy pracy bo miały dziś wolny dzień. Udało nam się też zobaczyć nowo otwarty Budda park, pogoda zmieniła się tak szybko że po 30 minutach mgła zasłoniła wszystko. Wracając do Namchi przebiliśmy oponę, pogadaliśmy też trochę z naszymi przewodnikami, gdy powiedzieliśmy im że byliśmy w Nagalandzie, śmiali się zniesmaczeni że jedzą tam psie mięso, okazało się też że w Sikkimie nie identyfikują się aż tak z Indiami często mówiąc o Hindusach jak o obcych.