Pobudka rano i razem z panią z recepcji oraz dwójką niemców (albo austriaków) udajemy się na lotnisko. Tam już sporo turystów i upał jak diabli. Płacimy podatek lotniskowy i siadamy by czekać na naszą kolej. Moglibyśmy polecieć czybciej ale musialibyśmy się rozdzielić, więc poczekaliśmy w sumie ok 2 godzin, ale to w sumie norma tam. Podchodzi do nas pilot i pyta skąd jesteśmy, jak usłyszał że polonia to mówi do nas po polsku "dzieńdobry idziemy" haha okazało się że nauczyli go polscy turyści i tak np podczas lotu mówił nam rzeczy typu: "teraz po lewa pajak" :D jakby co to prosić o pilota o imieniu Miguel :) troche był strach lecieć takim maleństwem i szczerze powiedziawszy to troche podnosi żołądek gdy samolot przechyla się na bok, ale warto bo widoki fantastyczne :) Oblatujemy większość figur z każdej strony, choć na początku dosyć trudno było wogóle coś dojrzeć i gdyby nie informacje pilota to sporo z nich można przeoczyć. Lot trwa ok 30 minut. Potem powrót do hostelu zostawiamy bagaże w przechowalni i ruszamy w miasto. Całe życie skupia się wokół Plaza de Armas i głównej ulicy. Sporo tu knajpek gdzie można całkiem tanio zjeść za jakieś 5 soli. Wieczorem odwiedzamy jeszcze kościół przy rynku, po mszy okazało się że wszyscy po wyjściu są częstowani mlekiem z cynamonem oraz bułkami z serem i czymś jeszcze :) byliśmy jedynymi turystami w tym towarzystwie i miejscowi byli dla nas naprawdę bardzo mili :) Potem wieczorem ruszamy na przystanek autobusowy by ruszyć dalej...