Noc pod gwiazdami

Wstaliśmy w sumie godzinę później niż zamierzaliśmy, jeszcze kilka fotek w muzeum Malaty które mieliśmy za ścianą i ruszamy do Oasis. No tam żeczywiście można wypocząć porządnie, szczególnie w jednym z kilku basenów, ale my jemy tylko śniadanie i w drogę :) Trus pewnie będzie dłuuugo pamiętać tą drogę... Słońce piekło niemiłosiernie i co chwila robiliśmy przerwy na odpoczynek i wypatrywali skraju cienia. I tak w żółwim tempie posuwaliśmy się pod górę. Gdzieś chyba w połowie drogi mijał nas pan z mułami i w sumie dogadaliśmy się że weźmie nas na górę, ale najpierw musiał zejść na dół i za jakieś 40 min miał być z powrotem. Minął nas chyba 2 godziny później jak wwoził innych turystów. No trudno. Co chwila ktoś z mijanych mówił że do szczytu już niedaleko jakieś 40 minut. Nie było nam dane dotrzeć, Trus opadła z sił i postanowiliśmy przenocować pod niebem. Znaleźliśmy sobie miejsce i wyciągneliśmy śpiwory. Troche obawialiśmy się że będzie bardzo zimno w nocy ale było dosyć ciepło. I w sumie warto było spędzić noc w ten sposób :) Nigdy w życie nie widzieliśmy tylu gwiazd, a co jakieś 10 mninut któraś z nich spadała, drogę mleczną też był świetnie widać :) Ok 23 w nocy zobaczyliśmy że ktoś schodzi z góry i trochę strachu się najadliśmy ale na szczęście to tylko ludzie z mułami schodzili na dół, jak to robili w mroku bez latarek nie mamy pojęcia :) Ok 2 pojawiła się pani sprzedająca jedzenie i mate de coca, okazało się że rozbiliśmy się na jej stałym miejscu. Jak zobaczyliśmy że zaczyna się ruch i widać światełka latarek w dole, ruszyliśmy także. Mimo że rano było jeszcze chłodno i tak droga daje w kość. Ale w końcu dotarliśmy do Cabanaconde :) Tam śniadanko, prysznic w hostelu i ruszamy dalej :)

Zdjęcia (14)

Komentarze (0)