Po średniej nocy postanowiliśmy jednak zmienić hotel. Najpierw oferta w hotelu opisanym w przewodniku czyli Hotel Balina, była zbyt duza 570 dh ale znalazł się dużo lepszy i tańszy Hotel Mon Foyer. Tutaj z przyjemnością skorzystaliśmy z łazienki (bez karaluchów :) ) i w drogę... Najpierw przez miasto udaliśmy sie do Mauzoleum Muhammada V i Hassana II oraz wiezy Hasanna. W bramie przed wejściem przywitali nas straznicy na koniach - to musi być męczace tak w 40 stopniach w całym mundurze reprezentacyjnym na koniu w pełnym słońcu. A tuż za nimi duży plac z mnóstwem kolumn, po lewej stronie wieża a po przeciwnej pieknie zdobione mauzoleum, wstep oczywiście bezpłatny. Pod wieżą znajdują sią ogrody co tworzy przyjemna atmosferę. No ale czas goni a tu trzeba kazbę obejrzeć z bliska :) Dotarliśmy do muzeum Udaja które było akurat w trakcie renowacji. Potem kazba ale tylko z zewnątrz gdyz była zamknięta. W połączeniu z muzeum wygląda rewelacyjnie, zwłaszcza że jest nad wybrzeżem zaraz. A skoro wybrzeże to i plaża piaszczysta i mnóstwo tubylców :) obok niej znajdują się groby. Jako że słońce ostro świeciło skryliśmy się pod palmami otaczającymi muzeum. Po kilkuminutowym odpoczynku przyszedł czas na zwiedzanie mediny. I tu bardzo miłe zaskoczenie gdyż jest czysta, bardzo przyjemnie, swietni ludzie. Pięknie zdobione olbrzymie drzwi do niektórych sklepówi dywany niektóre naprawdę piękne. Dużym plusem jest że ulice sa są szerokie i gdzie niegdzie zadaszone. Casa i jej medina to wielki slums w porównaniu z Rabatem. W Rabacie znajduje się jeden z nielicznych supermarketów (chociaz to raczej wielkości Biedronki) znalezienie go zajęło nam około 40 min zataczając koło między kosciołem a placem Pietri a tu się okazuje że stojąc plecami do wejścia kościoła na wprost są dwie prostopadłe ulice i na pierwszej od lewej strony znajduje się supermarket w którym za 2 butelki wody, chleb, kiełbasę, przepyszny sok i coś co miało być serem a okazało się śmietaną zapłaciliśmy ok 50 dh :) Wieczorem udaliśmy się do cukierni spróbować lokalnych smakołyków :) W sumie wszystkie smakują tak samo różnią się tylko kształtem, ale warty polecenia jest sok ze świeżo wyciskanych pomarańczy :) Pychota... Potem poszlismy na spacer i okazało się że na alejach koł onaszego hotelu na rondzie jest koncert na żywo raczej bardziej tradycyjnej muzyki marokańskiej. Okazało sie że wystep jest w ramach jakiegos festiwalu, później występował jakiś miejscowy komik prawdopodobnie śmieszny chociaż ciężko stwierdzić gdyz nie znamy arabskiego :) ale miejscowi się śmiali... Ok 23 powrót do hotelu by jakoś wstać na pociąg...
Kilka uwag:
- komiczna nazwa kawiarenki ALASKA :)
- w Casa mnóstwo mężczyzn i w sumie tylko oni widoczni w kawiarniach za to w rabacie wręcz przeciwnie
- świetnie zaprojektowany kościół St Pierre z drogą krzyżową zrobiona jak mozaika