Raneh Falls i wieczorne tańce

Rano jedziemy do parku, riksiarz się nie pojawił, ale przysłał “młodszego brata” w zastępstwie. Za Rs300 w dwie strony razem z czekaniem na nas. Wcześniej zastanawialiśmy się czy nie pojechać tam rowerami, ale odległość jest dość spora więc riksza to dobre rozwiązanie by się tam dostać. Po dotarciu, kupujemy bilety Rs150/os, można też opłacić wjazd dla rikszy jeśli się chce. Na samym początku dopadają nas dzieciaki i przez kolejne 15 minut słyszymy tylko “hello one rupie”. Do wodospadów są jakieś 3 km, po drodze indyjska jesień, na miejscu zastajemy tylko kanion i kilka oczek wodnych. Niestety by ujrzeć wodospad trzeba przyjechać w porze monsunów, wtedy jak widzieliśmy na zdjęciach na pobliskim stoisku z pamiątkami, potrafi nieźle zalać okolicę. Przewodnicy oferują nam wypad by zobaczyć krokodyle, ale odpuszczamy i wracamy do wyjścia. W drodze powrotnej przez park udaje nam się zobaczyć zwierzaka przypominającego wyglądem lisa. W Khajuraho obiad, a wieczorem kupujemy bilet na pokaz lokalnych tańców (Rs300/os). Na wcześniejszym występie było trochę więcej publiczności, ale na ten o 20tej przyszło może 7 osób. Sam występ miał więcej z kuglarstwa niż folkloru naszym zdaniem, musimy przyznać że panowie wypadli lepiej niż kobiety, ale było widać że sami mają z tego “polewkę” i nie traktują tego poważnie. Kilka różnych rodzajów tańców połączonych z popisami gimnastycznymi i walkami na kije, do tego chłopak udający kobietę ( i tak szło mu dużo lepiej niż jego koleżankom).
Wracamy do hotelu i niestety tym razem Trus dopada „zemsta Maharadży” :(

Zdjęcia (5)

Komentarze (0)