Niestety pogoda zmieniła się na gorszą, w nocy padało i rano było dosyć chłodno i pochmurnie, mimo wszystko postanawiamy jechać na objazdówkę na motorach po okolicznych wioskach. Dzień wcześniej umówiliśmy się z dwoma przewodnikami z naszego guesthousu, że zabiorą nas do oddalonych ponad 20 km wiosek. Wioski nie różnią się aż tak bardzo od tych które mijaliśmy poprzedniego dnia na rowerach, dzięki naszym przewodnikom mamy możliwość zajrzenia do domów mieszkańców. W jednym z nich chronimy się przed deszczem i częstują nas herbatą oraz pokazują lokalne stroje przebierając w nie jednego z przewodników. Później trafiamy do domu Manjita, jego rodzina ma największą na wyspie farmę świń, poznajemy jego rodzinę i zostajemy poczęstowani piwem ryżowym :) smakiem przypominało trochę miód pitny. Manjit opowiada że kiedyś w domu jego ojca mieszkało 80 członków rodziny, żartował że nie było nawet tak źle jedynie w porze posiłków był problem :) Po powrocie do guesthousu poznajemy Amerykankę Annę, która była właśnie w Nagalandzie i dzieli się z nami informacjami jak dostać się do wiosek w okolicy Mon.