Pobudka wcześnie rano by zdążyć na prom. Płyniemy na dachu razem z motocyklami i kozami :) Dużo przesiadek, bo po dotarciu do Jorhat wsiadamy w bus do Sibsagar, tam kolejna przesiadka do Simulguri, gdzie okazuje się że jednak możemy jechać dalej tym samym busem do Sonari. Tam okazuje się że nie ma już dziś żadnego sumo ani busa do Mon, w miejscu z którego łapie się busy mówią że dopiero w poniedziałek jest połączenie do Mon :/ nie uśmiecha się nam zostawać w Sonari przez dwa dni, więc postanawiamy wynająć sami taxi do Mon, trzepnęło nas to po kieszeni ale trudno :/ Niby to nie aż tak daleko, ale droga a raczej jej brak sprawia że tłuczemy się po wertepach około trzech godzin. Po drodze mamy okazję podziwiać plantacje herbaty, których jest całkiem sporo w okolicy. Przejazd do Nagalandu bez żadnych problemów, wojskowi nie sprawdzają nawet naszych paszportów, jedynie zaglądają do środka samochodu i nic więcej. Gdy dotarliśmy do Mon było już ciemno i poprosiliśmy kierowcę by wysadził nas przy guest housie z przewodnika, niestety nie wiedział gdzie to jest i zapytał napotkanego chłopaka, który wsiadł i pokazał drogę. Guest house był jakieś 500 metrów dalej, a młody wymyślił sobie żebyśmy mu dali Rs200 za pokazanie drogi i męczył nas przez godzinę :/ W Helsa Cottage nikt niby nie mówił po angielsku i niby nie było miejsca, ale jakoś udało nam się załatwić pokój chociaż nie był zbyt tani (Rs1000).