W przewodniku pisało o “auntie” która jest właścicielką guest housu i pomaga w załatwieniu przewodników i transportu po okolicy. Rano jej nie było więc poszliśmy na obchód po mieście. Wszystko zamknięte, na ulicy praktycznie zero ludzi, nie ma nawet kogo zapytać o cokolwiek. Idziemy zarejestrować się na posterunek policji i tam na szczęście trafiamy na policjanta który mówi po angielsku. Udaje nam się znaleźć inny hostel w nadziei na uzyskanie jakiś informacji, ale udają greka że nic nie wiedzą :/ Po południu zaczyna się jakiś ruch na ulicach, gdy ludzie wychodzą z kościołów po mszy, co dosyć ciekawe w Mon jest mnóstwo młodych ludzi, nastolatków i dzieci, mało widać dorosłych i starszych. Wracamy do hostelu który znaleźliśmy, jeszcze raz zapytać o właścicielkę, która ponoć może pomóc przy organizowaniu transportu i przewodnika. Nie zjawia się, ale trafiamy na Amerykanów, za dużo nam nie powiedzieli gdyż mieli własnego przewodnika i wynajęty. Po powrocie do naszej noclegowni okazuje się że “auntie” poczuła się źle i poszła spać, jedna z dziewczyn mówi nam że jeśli chcemy to załatwią nam taxi na jutro do wiosek, ustalamy cenę i idziemy spać. Jeszcze jedno, w Mon praktycznie przez cały czas nie ma prądu, jedynie wieczorem przez jakąś godzinę było światło.