Wstajemy rano by ruszyć do wiosek, czekamy a tu nikt się nie zjawia. Pytamy dziewczyny i okazuje się że kierowca się rozmyślił i że nie pojedzie za ustaloną stawkę :/ Wkurzeni na maksa naciskamy ją że chcemy porozmawiać z “auntie”, w której istnienie powoli zaczynamy wątpić. O dziwo jednak istniała, ale rozmowa z nią tylko nas rozsierdziła i wkurzeni jeszcze bardziej ruszamy na postój taxi. Tam udaje nam się dogadać na objazd po wioskach. Razem z młodym kierowcą wsiada też gościu mówiący trochę po angielsku robiący za tłumacza i przewodnika. Najpierw wioska Chuy, cicho i spokojnie, chatki z bambusa, widać jakieś pojedyncze osoby. Tłumacz zabiera nas na wzgórze gdzie znajduje się chata wodza wioski, z zewnątrz obwieszona porożami, w środku mnóstwo dziobów, tarcze i wypchane zwierzęta które ciężko zidentyfikować czym kiedyś były. Obok kopiec w którym kiedyś trzymano obcięte głowy przeciwników z innych plemion. W budynku obok olbrzymi bęben z pnia drzewa, który wykorzystywano przy uroczystościach. Przewodnik zabiera nas do chatki gdzie żyje staruszek, jeden z łowców głów z charakterystycznymi tatuażami na twarzy, wojownicy mieli robione tatuaże dopiero gdy zabili kogoś w walce. Przewodnik mówi nam że w wiosce w której mieszka, nadal żyje około dwudziestu łowców głów, postanawiamy więc pojechać do jego wioski zamiast do tej którą wcześniej chcieliśmy zobaczyć. Hongphoi – wioska sporo większa od Chuy, ruszamy na obchód i rzeczywiście całkiem sporo tu wytatuowanych twarzy. Jeden z dziadków miał ponoć sto dwadzieścia lat według naszego przewodnika, mamy też okazję spędzić chwilę w chacie z wodzem wioski. Ponieważ wioski nie różnią się aż tak bardzo między sobą i udało nam się zobaczyć to co chcieliśmy, postanawiamy że ruszamy dalej. O 15:30 ładujemy się w bus do Kohimy, co dziwne jest kilka firm przewoźniczych, ale w każdej z nich odjazd jest o tej samej porze tylko raz dziennie. W Sonari zatrzymujemy się na postój przy hostelu Seven Sisters, przy którym mają też postój inne busy. Poznajemy Niemca Tobiasa który tez jedzie z Mon ale innym busem, opowiada nam że w drodze do Mon sumo którym jechał zatrzymało trzech wyrostków i grożąc nożami zażądali haraczu, nikt z miejscowych poza Niemcem nie zareagował. Przy okazji okazało się że jednak było w niedzielę połączenie do Mon :|