Rano ruszamy do Cherrapunjee, nie na darmo nazywają te okolice indyjską Szkocją :) W miasteczku udaje nam się dostać pokój w hostelu zaraz przy postoju sumo. Mają tylko dwa pokoje, więc jeśli nie uda się komuś tam może jeszcze próbować w guest housie który jest niedaleko, nie mam pojęcia czy są jakieś inne noclegownie. Najpierw jedziemy do jaskini kilka kilometrów od Cherrapunjee, jest do dosyć popularne miejsc wśród Hindusów. Sama jaskinia nie jest długa, jedynie 150m, ale są momenty że trzeba się nieźle przeciskać. Po powrocie do Sohra (nazwa Cherrapunjee używana przez miejscowych) kręcimy się po targu, najbardziej zaskakuje stoisko gdzie sprzedawali strzały do łuków, a potem ruszamy na punkt widokowy by zobaczyć wodospady Nohkalikai, spacerkiem zajmuje to około godziny. Niestety przez mgłę ledwo widać przewciwległe wzgórze, wodospady o tej porze roku też nie są olbrzymie i z punktu widać tylko pojedynczą nitkę spadającej wody. Gdy wracaliśmy zerwała się burza, ale mieliśmy szczęście i podrzucili nas turyści z Kalkuty :)