Po jakiś 8 jeśli dobrze pamiętam godzinach lotu, lądujemy w Caracas. Sam lot w miare spoko, obyło sie bez turbulencji, no chyba że tych wywołanych ciągle uderzającymi w nasze siedzenia skautami z Francji :) Lotnisko w Caracas średnio przyjemne, wbijają nam wizy i ruszamy po odbiór bagaży... I tu pojawił sie problem, czekamy czekamy a bagażu Mietka nie ma... podeszła pani z obsługi że zginęły gdzieś jakieś bagaże i że jak reklamacje to trzeba iść do biurka Alitalii. Z nami było jeszcze kilka osób równie wkurzonych jak my. Okazało się że bagaż wogóle nie wyleciał z Londynu :/ Poinformowano nas tylko że doleci najbliższym lotem i w Limie bedzie jutro o 18 wieczorem. No dobra jakoś przeżyjemy... Mieliśmy zarezerwowany hotel, tyle że okazało się że jest gdzieś po drugiej stronie miasta i w sumie to spędzilibyśmy tam może z 5 godzin :/ Pozatym jak usłyszeliśmy że taxi kosztuje jakieś 100$ no to już było wiadomo że kolejna noc na lotnisku nas czeka... Wprawe już mamy :) Rozłożyliśmy się na górze koło restauracji i na zmiane trzymamy warte :) W sumie to Trus trzyma bo my przysypiamy cały czas :) Ale byle do rana...